Pięćdziesiątka na Dominicanie

Tegoroczne IODA World Championships były już 50-tymi regatami mistrzowskimi dla klasy Optimist. Już drugi raz miałem przyjemność i zaszczyt reprezentować polskie żeglarstwo na tej prestiżowej imprezie, zwłaszcza iż w tym roku odbyły się ona na Dominicanie.

Nasza podróż przebiegła bez problemów. Wszyscy i wszystko (mam na myśli żagle, które w zeszłym roku w czasie podróży do Nowej Zelandii zaginęły na lotnisku w Osace, ale powróciły do nas szczęśliwie po kilku dniach J) doleciało szczęśliwie na miejsce. Organizatorzy regat odebrali nas z lotniska i przewieźli do hotelu. Podróż po ulicach Santo Domingo, przypominała ujęcia z filmów, których bohaterowie podróżują po miastach Meksyku i Ameryki Płd. Trzeba przyznać, że poziom życia nie jest tam zbyt wysoki, a turystę, który wieczorem wyszedł na spacer po mieście mogą spotkać różne, raczej niemiłe, niespodzianki. Między innymi dlatego nasz ośrodek otoczony był wysokim betonowym murem, zwieńczonym drutem kolczastym, a alejkami przechadzali się uzbrojeni ochroniarze. Dominującym środkiem transportu są tam motorowery. Co ciekawe jeżdżą na nich nawet po trzy lub cztery osoby naraz. Często widywaliśmy też stare, czasami rozlatujące się „truck’i”

 

 

Na wodzie też było ciekawie. Panują tam świetne warunki do żeglowania, choć skwar był okropny. Ponieważ byliśmy nieprzyzwyczajeni do takich upałów, musieliśmy wypijać „hektolitry” wody. Nasłonecznienie było tak silne, że ten kto nie pił odpowiednio dużo, mógł spędzić cały dzień w łazience (nudności, wymioty, biegunka), a nie na regatach, bądź jak w naszym przypadku – na treningu. Warunki wietrzne od 2 do 4 Boeforta czynią z akwenu świetne miejsce do żeglowania, jednakże życie utrudniały nam burze tropikalne, które dwukrotnie uniemożliwiły nam rozegranie wyścigów. Jak już pisałem w poprzednim wpisie, jeszcze dużo brakuje nam do czołówki światowej, która została zdominowana przez zawodników z Singapuru (1, 2, 3, 5 miejsce). Są oni w tym momencie zdecydowanie najlepszymi „Optimiściarzami” na świecie. Wygrali także Mistrzostwa Świata w team racing’u.

 

 

Po zejściu z wody, panowała miła i towarzyska atmosfera. Udało mi się spotkać kilku znajomych z zeszłego roku, a także nawiązać nowe kontakty. Większość wolnego czasu spędzaliśmy kąpiąc się i bawiąc na plaży, bądź w klubowym basenie. Organizacja regat była bardzo dobra. Zapewniono nam dogodny transport z ośrodka do portu, co było bardzo ważne ze względu na dużą odległość, oraz opisane wyżej warunki J. Przy wodowaniu (i nie tylko) pomagało nam wielu wolontariuszy, podających wózki i wyciągających łódki z wody. Zawodników było ponad 200, więc dzięki  pomocy ochotników nasze zejście na wodę udało się usprawnić i przyśpieszyć. Zadbano także o organizację zakończenia regat. Odbyło się ono po zmroku, na plaży, gdzie na wodzie zbudowano iluminowane rusztowanie. Mieściło się tam podium, telebimy, oraz stoły z nagrodami i pucharami.

 

 

 

 

 

Te mistrzostwa uważam za udane mimo, niezbyt zadowalającego wyniku ( byłem 59 na 230 zawodników) Oprócz sportowej rywalizacji i wiążących się z nią emocji na wodzie, były także nowe „międzynarodowe” znajomości i wspólna zabawa. To jest właśnie wspaniałe…

Dodaj komentarz

Adres elektroniczny nie będzie publicznie widoczny.

*

*